Karol Strasburger: Kabriolety, „dziewczynki” i wesołe życie
Aktor dla TV4.PL o roli w serialu „Miłość na zakręcie” oraz… zawodowej przeszłości. Jaką postacią jest Wiktor? Dlaczego córka bywa na niego zła? Karol Strasburger zdradza również, kim byłby, gdyby nie dane mu było pracować w obecnie wykonywanym zawodzie.

- Jak wyglądają relacje Jowity z ojcem - Wiktorem?
- Ich stosunki są dość dobre, aczkolwiek niezwykle często serialowa córka patrzy na mnie z pewnym przymrużeniem oka. Uważa, że Wiktor jest „tatusiem enfant terrible”, jednak go toleruje. Wiktor miejscami boi się jej, bo wie, że potrafi nabroić i w życiu nabroił.
- Czym grana przez pana postać naraziła się córce?
- Czasem wyciągam jej syna na piwo i go lekko upijam. Kiedy wspólnie wracamy podchmieleni, Jowita czuje, że przesadziliśmy i daje nam to do zrozumienia. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie może postępować wobec taty i dziadka w sposób zbyt drastyczny. Reasumując, Wiktor i Jowita utrzymują miłe i sympatyczne relacje. Grana przeze mnie postać ma na swoim koncie występki, nazwijmy to „moralnie podejrzane”, niemniej wszystko mieści się w określonych ramach. Przynajmniej na razie.
- Jowita jest uznanym naukowcem, wykłada na uczelni. Można założyć, że ojciec jest z niej dumny. Tymczasem następuje wolta i Kawecka zamiast mikrobiologią, zaczyna zajmować się warsztatem samochodowym.
- Nie jest to w naszych czasach nic specjalnie dziwnego, że tak się dzieje. Pewnie nawet większość ludzi wykonuje zupełnie inne zadania, niż te, których nauczyli się w szkole. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale faktycznie to się dzieje. Także zbytnio nie powinno dziwić, że naukowiec prowadzi autocentrum. Jowita wdraża się w świat motoryzacji, a jej ojciec jak do tej pory nie ma zbyt wiele z tym wspólnego. Niewykluczone, że kiedy córka będzie w potrzebie, przyjdzie z pomocą. Do tej pory Wiktor działa w sferze „dziewczynek”, kabrioletów i wesołego życia.
- Powiedział pan, że duża część osób zawodowo zajmuje się czymś innym, niż zawód wyuczony. Gdyby Karol Strasburger nie był aktorem, to pracowałby jako…?
- Wiem, czym chciałem się zajmować. Moje aktorstwo jest pewnego rodzaju kolejną próbą. Chciałem być marynarzem i uczyłem się w szkole morskiej. Planowałem pływać jako kapitan żeglugi wielkiej. Patrząc z perspektywy czasu, na to, co się stało z naszą żeglugą, to uważam, że dobrze się stało. Planowałem być także inżynierem i zajmować się ściekami oraz kanalizacją. To też chyba był nie najlepszy wybór. Sądzę, że gdybym nie był zawodowo w tym miejscu, w którym jestem, to być może sprawdziłbym się jako operator. Nauczyłem się fotografować i kręcić filmy, amatorsko zrobiłem tego całą masę. Szkoła morska i politechnika wpłynęły także na to, że mam bardziej ścisły umysł niż humanistyczny. Pracując w zawodzie aktora, niewątpliwie przydały mi się uzyskana wiedza i umiejętności.
Rozmawiał Michał Pogodowski
Zobacz także:
Kto jest kim w serialu „Miłość na zakręcie”